Wychowani w rodzinach katolickich, w każdą niedzielę uczęszczaliśmy wraz z dwójką dzieci na mszę św., uchodząc za przykładną rodzinę w środowisku. Było dla nas bez znaczenia na ile spóźnimy się, czy usłyszymy całe czytania. Najczęściej staliśmy w kruchcie. Do sakramentów przystępowaliśmy sporadycznie, traktując przy tym spowiedź dość rutynowo. Wkroczyliśmy w świat radiestezji i bioenergoterapii. Nie doszukiwałam się korzenia grzechu. Nie prosiłam Ducha Św. o pomoc w rachunku sumienia. Nie pytałam Boga co jest we mnie grzechem. Opierałam się na moim sumieniu, które w ogóle nie było kształtowane na miarę możliwości i wykształcenia. Wiedza religijna pozostawała na etapie szkoły podstawowej. W domu była widoczna tylko wieczorna modlitwa dzieci – czyli „paciorek”, którym zwłaszcza w pierwszych latach życia trochę towarzyszyliśmy. Przygotowanie dzieci do I Komunii Św., zwłaszcza udział w katechezie (1980-82), w salce przy parafii, był dla mnie początkiem nowej ewangelizacji, tematem do wielu refleksji. Rodziło się we mnie sporo dociekliwych pytań, na które nie umiałam wówczas sobie odpowiedzieć. Prosiłam Boga, że jeżeli jest, a to, co Kościół naucza jest prawdą, żebym była szczerze wierząca, a jeżeli nie…

„Na Watykanie w Kaplicy Sykstyńskiej jest ogromny obraz, namalowany na wielkiej ścianie. Przedstawia „Sąd Ostateczny”. Mnóstwo postaci: Chrystus, u jego boku Maryja, aniołowie, Apostołowie i rzesze ludzkie, podnoszące się z tej ziemi ku niebu. Ale jeden fragment szczególnie nas zastanawia – oto potężny Duch Boży dźwiga z otchłani człowieka, uczepionego na różańcu!”

W tym czasiedokonano porwania ks. J. Popiełuszki. Ks. Prymas St. Wyszyński wezwał naród do modlitwy różańcowej.

Wówczas wróciły we mnie wspomnienia modlitwy różańcowej w moim rodzinnym domu, kiedy Mama bezsilna wobec nawracającej się choroby Ojca, klęczała razem z nami i odmawialiśmy różaniec – a po Jej policzkach płynęły łzy.

Poruszona tragicznymi wydarzeniami, grozą sytuacji, a potem żalem, że w tak okrutny sposób można zamordować człowieka – księdza – bez namysłu i ja wzięłam do ręki różaniec! W domu zagościła wspaniała atmosfera oraz zrozumienie z mężem, czego wcześniej nie było… Zaczęłam podejrzewać, że były to owoce tej modlitwy. Wkrótce życie potoczyło się starym torem. Jednak codzienne trudy, zgrzyty i kłótnie doprowadziły mnie do mocnego postanowienia, że w intencji naszego małżeństwa – szczególnie męża – muszę odprawić nowennę różańcową przez dziewięć tygodni. W tym czasie przyjechały do Polski dwa małżeństwa z Ruchu Équipes Notre Dame we Francji. Na sąsiedniej ulicy miało miejsce spotkanie Kręgu Ruchu Domowy Kościół (Oaza Rodzin). Mój mąż został poproszony jako tłumacz (wraz z rodziną). Szliśmy niezbyt chętnie, ale nie wypadało nam odmówić.

Pan przygotował nam nową drogę. Radosna atmosfera, pełna miłości, piękne śpiewy, agapa i otwarcie się wspólnoty na innych – zburzyły nasze mury. Marie-Thérese i Dominique dzielili się głęboką wiarą i znajomością Pisma Świętego, które splatały się z problemami życia małżeńskiego, rodzinnego. My, jako „niedzielni katolicy” byliśmy zafascynowani. Po chwili okazało się, że goście z Francji to ludzie szczególni dla nas. Marie-Thérese urodziła się w miejscowości Civray we Francji, tak jak i mój mąż Patrick. Nie pamiętali siebie, ale znali swoje rodziny – rodziców i dziadków. Popłynęły łzy radości. Było to bardzo wzruszające. Mąż wyjechał z Francji (z rodzicami) mając 10 lat!

Zostaliśmy „porwani” mocą Ducha Świętego i nie pytając się nawet o szczegóły formacji weszliśmy do wspólnoty Kościoła Domowego. Po kilku miesiącach przeżyliśmy piętnastodniowe rekolekcje w Krościenku – według kolejnych tajemnic różańca.

Wcześniej, chociaż mieliśmy po 33 lata i studia wyższe, nie było w nas pragnienia, aby poznawać Pismo Święte. Z góry oceniłam, że ewangelie można trochę zrozumieć, ale np. listy? Jakie było moje zdziwienie, kiedy przerabiane tematy w kręgach, według zaznaczonych fragmentów Pisma Św. przynosiły tyle mądrych pouczeń dotyczących małżeństwa wychowania dzieci i osobistej świętości. Przez dwa tysiące lat Słowo Boże jest aktualne, żywe i skuteczne. Modlitwa wspólnoty w językach, dary Ducha Św., to był klucz do otwarcia nowej rzeczywistości mojej wiary. Codzienna eucharystia, lektura Pisma Św. i modlitwa rodzinna po powrocie z Krościenka stały się dla nas regułą.

Wkrótce oczekiwaliśmy na urodzenie trzeciego dziecka. Byliśmy otoczeni przyjaciółmi ze wspólnoty i z nowym duchem przyjmowaliśmy zamysł Boży. Spokój nasz zmącił najpierw Czarnobyl, a potem różyczka, która uniemożliwiła nam wspólny wyjazd na rekolekcje do Częstochowy, również i tym razem z udziałem małżeństw z ruchu Équipes Notre Dame. Mąż pojechał sam, służąc jako tłumacz. Tam od pewnego księdza otrzymał książkę pt. „Zamach na Ojca św. w świetle Fatimy”. Nikt nie przypuszczał, że ta lektura miała nas przygotować na bardzo ważne wydarzenie w naszym życiu.

Ja stanęłam w prawdzie, że tu już nie pomogą łzy ani tabletki, a wszystko zależy od Boga.

I tak sporadycznie odmawiany różaniec przeze mnie, czy przez nas razem, zajął centralne miejsce każdego mojego dnia. W wierze spotykałam się z Maryją i Jezusem w kolejnych tajemnicach ich życia. Zbliżało się rozwiązanie. Sięgnęłam po książkę przywiezioną przez męża z Częstochowy. Wydarzenia fatimskie przeniknęły moje serce, umysł i duszę. Długo zostawałam myślami w dolinie Cova da Iria, podczas kolejnych objawień, szczególnie 13.X wobec cudu słońca.

Nadszedł upragniony dzień i na świat przyszedł, pomimo poważnego zagrożenia życia przy porodzie, dorodny syn Dominique. Był to 13 października 1986 roku. Fatima stała się dla mnie rzeczywistością i wezwaniem.

Od tego czasu nie ustajemy w modlitwie różańcowej. Jest to nasza modlitwa, zarówno osobista jak i rodzinna, w której od wieku przedszkolnego bierze udział również Dominique. Mam wrażenie, że miłość do różańca „wyssał z mlekiem matki”.

Często dołączaliśmy do tajemnic różańcowych nasze radości i smutki – trudności wychowawcze, czy lęk o przeżycie następnego dnia, kiedy mąż stracił pracę. Zdarzało się, że nie wiedzieliśmy w jaki sposób rozwiążemy walące się problemy, za co przeżyjemy następny dzień, kiedy lodówka była prawie pusta. Pewni byliśmy jednego, że odmówimy różaniec.

Kiedy o 2230, w majowy wieczór, modliliśmy się w tajemnicach radosnych, prosząc szczególnie św. Józefa, który przecież też troszczył się o utrzymanie rodziny, aby uprosił dar dalszej pracy – zadzwonił telefon. Była to pozytywna odpowiedź na złożoną wcześniej ofertę pracy, ratująca naszą rodzinę. Prawdziwe koło ratunkowe!

Różaniec to nie tylko tajemnice radosne. Przyszedł czas na tajemnice bolesne. Kiedy urodziło się czwarte dziecko w Uroczystość NSPJ, jak się okazało dziecko specjalnej troski, chwile buntu i niezrozumienia dotykały serca i myśli… Po co było tyle modlitwy przed rozwiązaniem i Msza św. w grocie narodzenia Pana Jezusa w Betlejem, nowenna sióstr klauzurowych, różaniec. Boże, gdzie Ty byłeś? Może tu był błąd, może tam, może położna… I tu dyskretna odpowiedź z Krzyża – „Ja też nie musiałem”. Wtedy zrozumiałam, że Bóg może dać Krzyż jako dar, jako zadanie. Matka Boża fatimska obdarowała nas nie tylko modlitwą różańcową, ale również pokutą! Właśnie znoszenie cierpliwe z poddaniem cierpień i trudności to pokuta, o którą prosiła w 1917 roku Matka Boża Różańcowa.

W tajemnicach bolesnych prosimy o odsunięcie tego kielicha, jeśli taka Boża wola. Prosimy o uzdrowienie Kasi w ranach Jezusa przez Jego gorzką mękę, o męstwo wobec wyszydzenia świata, o „Cyrenejczyków” na drodze oraz klęcząc pod krzyżem o miłosierdzie dla Kasi i dla nas, przez Krew i Wodę, która wytrysnęła z Najświętszego Serca Jezusowego.

Pierwsze zdanie jakie powiedziała Kasia, kiedy miała ponad 5 lat i nauczyła się powtarzać sylabami było:

JE – ZU U – FAM TO – BIE

To zdanie, które jest wielką łaską i ma tak ogromną moc stało się jej codzienną modlitwą.

Właściwie, to nie ja nauczyłam ją pierwszych słów. Niespodziewanie zaczęła to robić po szczególnej koronce w godzinie Miłosierdzia. Była cała rodzina, również dziadkowie. Kolejno wszyscy prowadzili dziesiątki Koronki, tylko Kasia tuliła do siebie obrazek Pana Jezusa Miłosiernego (opublikowany w „Miłujcie Się”), po którego promieniach płynęła oleista ciecz. Po południu ćwiczyłyśmy mowę. Zdziwiło mnie, że zaczęła powtarzać sylaby!!! Następnego dnia, podczas cotygodniowej terapii, zwróciła uwagę Pani logopeda: „Czy Pani widzi jak ona językiem rusza? Czy Pani widzi jak ona powtarza?” Odpowiedziałam tylko jedno: „Ja jej tego nie nauczyłam”. Na następne zajęcia przyniosłam „Miłujcie się” i dłam świadectwo. Po każdej mszy św. w intencji Kasi, po pielgrzymkach do sanktuariów, po modlitwie rodzinnej zauważyliśmy nowe umiejętności. Uzdrowienie emocjonalne, poprawa pamięci, usprawnienie ruchowe – to przykładowe etapy uzdrawiania Kasi. Wszystkim terapeutom powtarzam: „Pan Jezus uzdrawia, a Pani rehabilituje”, bo chociaż jestem pełna uznania dla ogromu pracy pedagogów na wszystkich terapiach, to jednak uważam, że bez Łaski Bożej są progi, których się nie przekroczy. Potrzeba wsparcia nie tylko dla chorego dziecka, ale również dla rodziców i nauczycieli. Dlatego wszystkim opiekunom dzieci specjalnej troski, chorym, mówię: zostawcie radiestetów, bioenergoterapeutów, wróżbiarzy, czarowników. To jest okultyzm. Jezus żyje. Czeka na was, przyjdźcie do Niego ze swoimi problemami, korzystajcie z sakramentów. Jezus, chociaż nie miał specjalizacji, jest najlepszym lekarzem. Leczy nie tylko ciało, ale i ducha.

Dzisiaj pragniemy dzielić się doświadczeniem mocy i łaski modlitwy różańcowej wśród znajomych, we wspólnocie i na rekolekcjach. Dominique zaprasza do serwisu różańcowego w Internecie.

Historia zbawienia zawarta w piętnastu tajemnicach różańcowych może być tematem codziennej pielgrzymki duchowej do Ziemi Świętej i być miejscem spotkań z Maryją, która w każdej tajemnicy przybliża nas do Jezusa.

Odmawiajcie różaniec!
Anna i Patrick